Dzięki dr Markowi Wojciechowskiemu jakiś czas temu trafiła do mnie książka niezwykła, niemodna lecz prawdziwa mająca fundamenty w nauce – autorstwa Anne Moir i Davida Jessel’a pt. Płeć mózgu”.
Oto kilka wybranych fragmentów tego dzieła:
Mężczyźni różnią się od kobiet. Obie płcie są sobie równe jedynie ze względu na wspólną przynależność do tego samego gatunku – Homo sapiens. Utrzymując, że ich skłonności, uzdolnienia czy zachowania są takie same, budujemy społeczeństwo oparte na biologicznym i naukowym kłamstwie.
To, co przeczytacie w tej książce o różnicach między kobietami a mężczyznami, może jednych i drugich rozzłościć lub dać im powody do samozadowolenia. Obie reakcje są niewłaściwe. Jeżeli kobiety mają jakiś powód do wściekłości, to nie dlatego, że nauka zlekceważyła ich z trudem wygraną walkę o równouprawnienie. Swój gniew powinny skierować przede wszystkim przeciwko tym, którzy starali się zafałszować, a nawet zanegować samą istotę kobiecości. Wiele kobiet w ciągu ostatnich trzydziestu lub czterdziestu lat wychowywano w przekonaniu, że są, albo powinny być, „równie dobre jak każdy mężczyzna”. A próbując to osiągnąć, dotkliwie i niepotrzebnie cierpiały, przeżywały frustracje i rozczarowania. Wpojono im przekonanie, że gdy tylko zrzucą pęta męskich uprzedzeń i zniewolenia – uznawanych za przyczynę ich statusu obywateli drugiej kategorii – bramy Ziemi Obiecanej równości staną przed nimi otworem. Kobiety w końcu staną się wolne i będą się mogły wspinać na najwyższe szczyty kariery zawodowej. Jednakże, mimo większej emancypacji, w kategoriach wykształcenia, szans życiowych i postaw społecznych kobiety nie są dziś w sytuacji znacząco lepszej niż trzydzieści lat temu. Pani Thatcher jest nadal wyjątkiem potwierdzającym regułę. Więcej było kobiet w rządzie brytyjskim w latach trzydziestych naszego wieku, niż jest ich obecnie. Liczba członkiń parlamentu nie wzrosła znacząco w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Dostrzegając, że płci żeńskiej nie udało się zbliżyć do założonego ideału proporcjonalnego udziału we władzy, wiele kobiet ma wrażenie, że to one zawiodły. Tymczasem po prostu nie udało im się całkowicie upodobnić do mężczyzn.
…wydaje się jednakowoż przerażające, że ludzie wykształceni, nawet tacy, którzy osiągnęli najwyższe szczeble naukowej kariery, wykazują ignorancję wobec elementarnych faktów biologicznych albo wydają się im po prostu zaprzeczać. Niektórzy […] reprezentują pogląd, że nawet jeśli różnice w zachowaniu między płciami byłyby po części rezultatem różnic biologicznych, nie należy dopuszczać dyskusji naukowych na ten temat ze względu na ryzyko dostarczenia rasistom i elementom niedemokratycznym uzasadnienia dla ich poglądów.
Jeżeli chcemy wyeliminować różnice między płciami, musimy przede wszystkim użyć środków, które stworzyły te różnice; musimy zmienić biologiczny koktail Stworzenia. Jesteśmy, jak to się mówi, w posiadaniu potrzebnej do tego technologii. Wprowadzimy wyselekcjonowaną spermę do odpowiednich jajeczek w klinicznie czystych warunkach. Po ustaleniu, jaka powinna być nasza społeczna norma (mężczyźni mniej agresywni albo kobiety bardziej; kobiety mniej wrażliwe na wymagania rodzicielstwa albo mężczyźni bardziej), możemy zaopatrzyć rozwijający się umysł w okresie płodowym w relewantne hormony syntetyczne. Możemy także podjąć decyzję co do odpowiedniego modelu seksualizmu społeczeństwa – możemy dokonać wyboru, czy pozwolimy istnieć homoseksualizmowi, możemy zapewne wyeliminować najskrajniejsze perwersje seksualne, możemy także prawdopodobnie chemicznie przekształcić podwzgórze u mężczyzn i kobiet tak, by doprowadzić do większej zgodności libido obu płci. (Oprócz tej przebudowy mózgu potrzebować będziemy regularnego podawania dodatkowych hormonów albo czynników neutralizujących hormony.) Absurdalność tego wysiłku ilustruje absurdalność całego przedsięwzięcia. Jednakże pełni dobrych chęci politycy i działacze oświatowi są nadal zdecydowani, niechby i przy użyciu mniej drastycznych środków, doprowadzić do zniknięcia stereotypów płciowych.
Niektóre feministki twierdzą, że różnice między kobietami i mężczyznami mogą zostać zmniejszone przez rozmyślne „odkształcenie” społeczeństwa. Kobiety i mężczyźni mogliby, na przykład, współzawodniczyć w maratonie na równych warunkach i z takim samym sukcesem, jeśli linia mety dla kobiet byłaby o 11 % bliżej linii startu. Na tym w końcu polega aktywna polityka w zakresie działań popierających kobiety i mniejszości (affirmative action) i może to być bardzo rozsądna strategia.
Wyzwoleni przez szczerość, a nie uwięzieni w samooszustwie, odważą się ustalić własną równowagę między miłością i ambicją, czułością i dążeniem do sukcesu. Możemy mieć nadzieję, że nastąpi kres sloganów, bo slogany nie zmieniają faktów, ustanie jałowy pościg za sztuczną równością; że odstąpimy od mozolnego i nienaturalnego procesu zaprzeczania, a zamiast tego cieszyć się będziemy naszym naturalnym ,ja”. Możemy mieć nadzieję na rozkwit nowego typu związków między kobietami a mężczyznami, na świętowanie różnicy.
Czy warto sięgnąć po tę lekturę w czasie ofensywy dziwnych antyczłowieczych organizacji i walki o wypowiedzenie Konwencji Istambulskiej dotyczącej dążeń do ustanowienia (cóż za pycha) jednej tylko płci GENDER?
Tu można pobrać plik z książką w wersji pdf. Dobrej Lektury.