Cnota czy liberalizm?

Przytaczam ważną publikację lokującą SIĘ WŚRÓD TYCH, DAJĄCYCH ODPÓR PONOWOCZESNOŚCI I JEDNOCZEŚNIE WYTYCZJĄCEJ ROZWIĄZANIA I KIERUNKI KTÓRYMI cywilizacja dziś powinna pójść. „Dziedzictwo cnoty”  to jedna z najgłośniejszych prac poświęconych filozofii moralności. 

https://kosciol.wiara.pl/doc/4518378.Cnota-czy-liberalizm

Alasdair MacIntyre przenikliwie diagnozuje moralną kondycję nowoczesności. Jako lekarstwo na post-oświeceniową pustkę i etyczny chaos proponuje odnowione ujęcie klasycznej etyki cnót.

Uchodzi za filozofa kontrowersyjnego. Dlaczego? Powód jest prosty. Ośmiela się krytykować indywidualizm i liberalizm nowoczesności oraz obwinia oświeceniowych myślicieli o doprowadzenie do moralnego zubożenia świata. Jego krytyka postoświeceniowej moralności jest konsekwentna i racjonalna do bólu. MacIntyre nie uprawia jednak tylko samej krytyki. Przedstawia zarazem pozytywny program odnowienia filozofii moralności na bazie etyki Arystotelesa i św. Tomasza. Postuluje powrót do klasycznej nauki o cnotach, uznając w niej ratunek przed etyczną pustką (po)nowoczesności. Nie jest to łatwa lektura. Ale tylko to, co trudne, rozwija.

Pochodzi ze Szkocji, kształcił się w Wielkiej Brytanii, od 1970 r. mieszka w USA. Niedawno skończył 89 lat. Pierwszy artykuł opublikował, mając 22 lata. Najnowszą książkę wydał w 2016 roku. Przez siedem dekad nieprzerwanie pisze i wykłada na uniwersytetach w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Erudycja Mac- Intyre’a imponuje i onieśmiela. Choć wchodzi w ostry spór z dominującym nurtem kultury, nie poddaje się emocjom. Ze szkocką flegmą uzasadnia, tłumaczy, analizuje, argumentuje. Jest otwarty na krytykę. Z klasą odpowiada na zarzuty. Często wyraża wdzięczność swoim krytykom za to, że z wielką dla niego korzyścią wskazali na popełnione błędy, dodając: „Nie udało się im przekonać mnie, że powinienem wycofać się z którejkolwiek głoszonych przeze mnie głównych tez”.


Sprawiedliwość, ale jaka?

Tematyka jego prac jest bardzo rozległa, jednak głównym przedmiotem zainteresowania pozostaje etyka. MacIntyre pyta o podstawy moralności, o źródła etycznej wiedzy i jej uzasadnienie. Zastanawia się, skąd ostatecznie wiemy, co jest dobre, co jest sprawiedliwe, na jakiej podstawie mamy rozstrzygać sporne zagadnienia etyczne. Jego poglądy ewoluowały. Wykształcił się na filozofii analitycznej. Był początkowo zwolennikiem marksizmu, ale szybko go porzucił. Jego najważniejsza książka z 1981 r. „After virtue” (tytuł polskiego wydania: „Dziedzictwo cnoty”) to przenikliwa krytyka post- oświeceniowych prób budowania etyki po odrzuceniu religii i metafizyki, a zarazem propozycja nowego odczytania etyki arystotelesowsko-tomistycznej. Mac- Intyre przez wiele lat pozostawał ateistą, by wreszcie stać się katolikiem. Można dopisać go do listy wielkich wyspiarskich myślicieli konwertytów, takich jak Newman, Manning, Chesterton czy Elizabeth Anscombe.

Dlaczego warto pisać o tak „kontrowersyjnym” filozofie? Nie, nie tylko dlatego, że jest katolickim konwertytą. Głównie dlatego, że Alasdair MacIntyre należy do ludzi, którzy zaglądają pod podszewkę sporów politycznych, społecznych, kulturowych i religijnych, w których, chcemy czy nie, uczestniczymy (spór o aborcję, o wojnę sprawiedliwą, o homoseksualizm itd.). Jego filozoficzne refleksje tylko pozornie mogą wydać się oderwanym od życia akademickim „filozofowaniem”. Jest dokładnie odwrotnie. Filozofia MacIntyre’a zmusza do myślenia o kwestiach najbardziej podstawowych, o samej istocie politycznego i kulturowego konfliktu, który toczy się w naszym świecie, także w Kościele. Sedno konfliktu zwykle umyka uwadze w zgiełku partyjnych gier, doraźnych potyczek, medialnej wrzawy. Wojujący entuzjaści po obu stronach barykady robią dużo hałasu, protestują, oskarżają itd. MacIntyre swoją spokojną racjonalną refleksją pomaga zrozumieć, o co chodzi.

„W jaki sposób powinno się rozstrzygać sporne zagadnienia? Według jakiego pojęcia sprawiedliwości należy uporządkować życie naszych instytucji społecznych?” – pyta MacIntyre (tych fundamentalnych pytań stawia więcej) we wstępie do polskiego wydania „Dziedzictwa cnoty” (1995). I wyjaśnia: „Są to pytania, na które udziela się odpowiedzi wprost albo zakłada się je pośrednio w ogromnej ilości sytuacji społecznych, ekonomicznych i politycznych. Ponieważ rozum nie może uzyskać przewagi w podejmowaniu decyzji, które z rywalizujących odpowiedzi należy podać czy przyjąć, decyzje takie są we współczesnym, postoświeceniowym świecie rezultatem pozaracjonalnego stosowania siły oraz retorycznych trybów perswazji, które takiemu użyciu siły służą. (…) Znaczenie »Dziedzictwa cnoty« polega po części na tym, że ta książka stanowi analizę dającą punkt wyjścia do dogłębnej analizy współczesnej debaty politycznej i jej pretensji do racjonalności”. „Czyja sprawiedliwość? Jaka racjonalność?” – to wiele mówiący tytuł kolejnej książki, która kontynuuje i rozwija wywód „Dziedzictwa cnoty”.

MacIntyre krok po kroku odsłania intelektualną i etyczną mieliznę ideologii liberalnej, dominującej w politycznym i kulturowym głównym nurcie. Nie dziwi więc to, że choć należy do najwybitniejszych współczesnych filozofów, nie jest specjalnie znany czy popularyzowany. Prof. Tracy Rowland, z którą przeprowadziłem rozmowę dla GN (1/2018), opowiadała o swojej naukowej fascynacji MacIntyre’em. Planowała na Cambridge napisać doktorat z nauk politycznych na podstawie tekstów szkockiego filozofa. Szybko zorientowała się jednak, że jego osoba jest tam traktowana jak tabu. No cóż, środowiskowy ostracyzm wobec osób „kontrowersyjnych” to jedna z form przemocy, która pojawia się wtedy, gdy brakuje argumentów lub odwagi do racjonalnej rozmowy.

Teatr ułudy

Połowa „Dziedzictwa cnoty” to krytyka kondycji moralnej nowoczesności. Dzisiejsza moralność nie jest już tym, czym była kiedyś – twierdzi MacIntyre. Utraciliśmy tradycyjną moralność, która bazowała na przekonaniu o obiektywności dobra i zła oraz autorytecie, od którego ta obiektywność pochodzi. Nie stało się to nagle, ale był to proces, który trwał przez trzy ostatnie wieki. Jego efektem jest nowoczesna moralność, która składa się z fragmentów ocalałych z rozbitej całości. Posługujemy się nadal pojęciami etycznymi, dyskutujemy o moralności, ale nie jesteśmy w stanie się dogadać, bo mamy do dyspozycji tylko „zbiorowisko szczątków” z rozbitej całościowej opowieści (narracji) o człowieku. To dlatego debaty na tematy etyczne mają tylko pozór racjonalności. Wszelkie odwołania się do norm niezależnych od osobistych preferencji stały się iluzją. Mamy dziś do czynienia z różnymi narracjami, które nie przystają do siebie w żaden sensowny sposób. „Współczesne spory [etyczne] – pisze MacIntyre – to nic innego jak tylko ścieranie się sprzecznych woli, z których każda rządzi się określonym zespołem własnych arbitralnych wyborów”. „Terminy takie jak »cnota«, »sprawiedliwość«, »pobożność«, »obowiązek«, a nawet »powinność« (…) stały się czymś innym, niż były kiedyś”. Nawet najbardziej podstawowe pojęcia „dobry” i „zły” straciły właściwe sobie znaczenia.

Dzisiejszą kulturę przenika emotywizm, twierdzi szkocki filozof. Cóż to takiego? To pogląd, który głosi, że nie ma i nie może być żadnych obiektywnych standardów moralnych. Wszelkie sądy moralne są z definicji tylko wyrazem osobistych preferencji, skłonności lub uczuć. Kiedy więc ktoś twierdzi, że dany czyn jest zły lub że dany czyn jest dobry, nie mówi o faktach. Sądy moralne wyrażają tylko skłonności lub uczucia, więc nie są ani prawdziwe, ani fałszywe, i dlatego nie można uzyskać zgodności w sprawie uznania lub odrzucenia określonego sądu moralnego za pomocą jakiejkolwiek racjonalnej metody. Żadna sensowna dyskusja na tematy etyczne nie ma końca i jest jedynie próbą przeciągania innych na swoje pozaracjonalnymi metodami (krzykiem, prawem, naciskiem politycznym, medialnym itd.). MacIntyre wykazuje błąd emotywizmu. Zarazem twierdzi, że redukcja moralności do osobistych upodobań jest zasadniczą trucizną, od wewnątrz „trawiącą” nowożytność.

Emotywizm jest pochodną ideologii liberalnego indywidualizmu. „Z punktu widzenia indywidualizmu jestem tym, czym postanowiłem zostać. Zawsze mogę, jeżeli zechcę, zakwestionować to, co uznaje się za jedynie przygodne cechy społeczne mojego istnienia” – zauważa MacIntyre. Nie można już odwoływać się do jakiejś wspólnej wszystkim natury lub tradycji, do której przynależy jednostka. Wolność jednostki jest absolutem. Ta wolność jest pojmowana jako niezależność od przymusu i zasad. Wszystko zależy od tego, co zechcę włączyć do swego światopoglądu. Indywidualizm głosi, że to nie jednostka służy wspólnocie, lecz konkretna osoba ma prawo korzystać z dobrodziejstw społeczności i sama decydować, w jakim stopniu zaangażuje się w życie społeczne. „Jednostka staje się swoim własnym ostatecznym autorytetem w najbardziej ekstremalnym z możliwych znaczeń” – powiada filozof.

Dominacja emotywizmu i liberalizmu powoduje, że we współczesnych debatach etycznych tak wielką rolę odgrywa powoływanie się na prawa człowieka, protestowanie przeciwko komuś lub czemuś oraz demaskowanie oponentów. „Nasza moralność to w niepokojąco wielkiej mierze theatrum ułudy” – twierdzi MacIntyre. Liberalizm, który teoretycznie głosi wolność człowieka, faktycznie czyni go bezbronnym wobec manipulacji silniejszych czy głośniejszych, zwłaszcza polityków. Jest w tym paradoks, że oświecenie, które głosiło triumf rozumu uwolnionego od tradycji, religii, konwencji, przesądów i innych ograniczeń, prowadzi w obszarze etyki do woluntaryzmu, czyli wyższości woli nad rozumem.

Fiasko etyki proponowanej przez filozofów postoświeceniowych najlepiej wyraża Nie- tzsche. Emotywizm i indywidualistyczny liberalizm w jego przypadku przybierają postać skrajną, ale przynajmniej uczciwie nazwaną. W „Woli mocy” (wymowny tytuł!) Nietzsche kreśli ideał „wielkiego człowieka”. To samowystarczalny autorytet, który idzie sam albo staje na czele. „Potrzeba mu nie »pokrewnej duszy«, ale niewolników, narzędzi: w spotkaniach z ludźmi zawsze chce ich wykorzystać. (…) Jest w nim samotność, która jest poza zasięgiem pochwały i nagany, nie ma odwołania od wyroków jego własnej sprawiedliwości”. „Należy się spodziewać, że liberalne, indywidualistyczne społeczeństwa będą wytwarzać od czasu do czasu »wielkich ludzi«. Niestety!” – zauważa gorzko MacIntyre.

Powrót do cnoty jako lekarstwo

Druga część dzieła MacIntyre’a to pokazanie lekarstwa na kryzys moralności opisany w pierwszej części. Autor widzi ratunek w powrocie do tradycji arystotelesowsko-tomistycznej, w odnowieniu tradycyjnej koncepcji cnót.

W opinii MacIntyre’a kluczową rolę odgrywa pojęcie celu (gr. telos). Utraciliśmy pojęcie ludzkiej natury, która wyznacza cel życia. Upraszczając filozoficzny język autora, można powiedzieć, że przestaliśmy rozumieć, iż życie ludzkie ma swój zasadniczy cel, którym jest stawanie się dobrym, doskonalenie w człowieczeństwie. Między „człowiekiem, jaki jest” a „człowiekiem, jaki mógłby być, gdyby realizował istotę swej natury”, zachodzi różnica. Etyka to nauka o tym, jak pokonać tę różnicę, czyli jak stać się kimś szlachetnym. Cnoty to środki do tego celu. Żyć zgodnie z cnotami to znaczy dążyć do celu. Jeśli człowiek nie widzi swojego celu, wtedy wszelkie moralne prawa wydają mu się tylko ograniczeniem, zbędnym ciężarem. Jeśli jednak widzi cel, wtedy cnoty, czyli moralne sprawności (biegłość, mistrzostwo) w czynieniu dobra i pokonywaniu zła, stają się motorem napędowym jego życia, a prawa i zasady etyczne drogowskazami do celu, czyli szczęścia.

Ludzkie działania (uprawianie ziemi, budowa domu, uprawianie sztuki itd.) mają na celu jakieś zewnętrzne dobra (np. dobra materialne, władza, sława), ale nie tylko. Chodzi także o dobra wewnętrzne, których wartości nie mierzy się pieniędzmi czy sukcesem. Owe dobra wewnętrzne to własna doskonałość, głębokie poczucie spełnienia. Dzięki cnotom człowiek rośnie w człowieczeństwie, cieszy się tym, kim się staje. Czyniąc dobro, nie tylko zyskuje jakieś dobra, ale sam staje się dobry. Nawiązując do słynnego rozróżnienia „być” i „mieć”, można powiedzieć, że dobra zewnętrzne należą do obszaru „mieć”, a dobra wewnętrzne do strefy „być”.

MacIntyre akcentuje, że w formowaniu cnót ogromną rolę odgrywa przynależność człowieka do wspólnot, w których wzrasta (rodzina, szkoła, parafia, państwo itd.). W tych wspólnotach człowiek zakorzenia się w jakiejś tradycji. Ważną rolę pełnią opowieści. Ludzie opowiadają historie. Jednostka słuchając tych narracji, odkrywa swoją przynależność. Jej własna historia zostaje włączona w większą historię, w ten sposób zyskuje tożsamość i odwagę do samodzielnych decyzji. „Historia mojego życia jest bowiem zawsze wpleciona w historię tych wspólnot, z których wywodzę moją osobową tożsamość. Rodzę się z określoną przeszłością i próba odcięcia się od tej przeszłości w trybie indywidualistycznym oznacza deformację moich obecnych stosunków ze światem”. Dlatego bezcenne jest opowiadanie dzieciom bajek, historii. „Odebrawszy dzieciom ich opowieści, pozostawilibyśmy je niewpisane w żaden scenariusz, uczynilibyśmy z nich wylęknione jąkały w ich słowach i czynach”. Nie znaczy to wcale, że człowiek musi bezkrytycznie, mechanicznie przejmować całość swojego dziedzictwa. Jego cnoty muszą wzrastać w dialogu lub w sporze z żywą tradycją. MacIntyre dystansuje się od jałowego konserwatyzmu, który nie dopuszcza żadnej zmiany. Podkreśla, że napięcia we wnętrzu tradycji są ważne dla jej żywotności.

Nietzsche albo Arystoteles

Postuluje budowę lokalnych wspólnot, „w których możliwe byłoby zachowanie dobrych obyczajów oraz życia intelektualnego i moralnego w obliczu epoki nowego barbarzyństwa”. Tym bardziej że, jak zauważa, barbarzyńcy „od pewnego czasu sprawują nad nami władzę”, a „fakt, że nie uświadamiamy sobie tego, stanowi element naszej skomplikowanej sytuacji”.

Konkluzja „Dziedzictwa cnoty” jest następująca: stoimy dziś przed wyborem – Nietzsche albo Arystoteles. Albo jakaś wersja liberalnego indywidualizmu, albo jakaś wersja tradycji arystotelesowskiej. Różnice między tymi dwoma etycznymi kierunkami są bardzo głębokie, to dwie różne antropologie, dwa skrajnie odmienne widzenia ludzkiego świata. Oto sedno konfliktu, który rozgrywa się na naszych oczach w świecie polityki, kultury, mediów, także religii.

MacIntyre argumentuje jako filozof, czyli nie odwołuje się do wiary. Uzasadnia w swoich pracach, dlaczego bardziej racjonalnym wyborem jest tradycja arystotelesowsko-tomistyczna. Staje się w ten sposób sojusznikiem Kościoła i nowej ewangelizacji. Aby skutecznie bronić dziś człowieka przed chorobami modernizmu, konieczna jest świadomość filozoficznego zaplecza sekularyzacji. Nawiązując do modnej dziś ekologii, można powiedzieć, że naszym oponentom trzeba zajrzeć do pieca, jakimi świństwami palą, czym nas trują. I monitorować cały czas stężenie trucizn w kulturowej atmosferze. A po drugie konieczna jest świadomość, że katolickie zasoby mądrości, filozofii, etyki, tradycji nie straciły bynajmniej swojej mocy, są jak czystsze powietrze dla duszy i umysłu. Nie chodzi o „mechaniczny” konserwatyzm, ale o twórczą wierność. „Nie czekamy na Godota, lecz na kogoś innego, na kolejnego – bez wątpienia bardzo odmiennego św. Benedykta” – przekonuje MacIntyre.

Alasdair MacIntyre (ur. 1929) to jeden z najwybitniejszych współczesnych filozofów moralności.

alinter